23:04 / 20.04.2017

PASJA LATANIA

Wiersze powstają w różnych okolicznościach. Te są oparte, o autentyczne wydarzenia Mistrza Pilotażu Mojego serdecznego Kolegi Krzysztofa Rynieckiego.
PASJA LATANIA
Czystym spojrzeniem, wpuszczone słowa,
w otoczce skłębionych chmur,
jak lazur śniegowy zamarły.
Tylko sekundy szły żwawo
nie mijaj życie me,nie mijaj
ściszone dźwięki,
delikatne obroty manetki,
jak ptaki rozwiną skrzydła
nabiorą nośności nieba.
Masz dwa tysiące metrów,
już ziemia nie zaśpiewa,.
drzwi otworzyło niebo
silnik do życia przywrócił,
ten, który mądrością Dedala
uniknął upadku Ikara.
Dwieście metrów wysokości,
nadał im szlak nowego życia.
DWIE DUSZE.
Obraz zrodzony pamięcią przeżyć
wędruje w przestrzeni błękitu,
jak malarz barwą nieuchwytną
zostawia kolorową plamę.
Tak ty zapisujesz barwą życie
dałeś mu swoje przyzwolenie lotnicze
w spójności czerni i bieli,
tkwią szczegóły losów.
Jego imię Su 22 i twoje złączone,
jak dwie dusze zespolone w odwadze,
Kiedyś uratowałeś przyjacielowi życie,
tak cenną wartością jest pasja,
najsprawniejsze skrzydła na polskim niebie
Anna Łęcka

W dniu 4.09.1985r. kapitan pilot Krzysztof Ryniecki dokonał pierwszego uruchomienia silnika samolotu naddźwiękowego myśliwsko-bombowego Su-20 na małej wysokości. Za ten czyn został między innymi awansowany do stopnia majora.
Zdarzenie miało miejsce podczas ostrego strzelania na poligonie do celów naziemnych przy pomocy n.p.r. S-24. W pierwszym nalocie pilot bez problemu odpalił pocisk spod prawego skrzydła i przystąpił do drugiego nawrotu. W czasie trzeciego i czwartego zakrętu osiągnął nakazaną wysokość oraz włączył uzbrojenie pocisku pod lewym skrzydłem. Wprowadził celownik na obrany cel i zgodnie z procedurą dał minimalne obroty silnika, dla uniknięcia pompażu. Kierownik lotu polecił kontynuować zadanie. W celowniku czołg T-34 stawał się coraz większy. Wreszcie pilot uznał, że nadszedł moment odpalenia pocisku. Od naciśnięcia przycisku na drążku sterowym do oddzielenia pocisku od maszyny minęły setne części sekundy. Pilot odczuł to i wzrokiem odprowadzał ogień wydobywający się z silnika pocisku. Natychmiast wyprowadził samolot z płytkiego nurkowania i rozpoczął wznoszenie, aby odejść z obszaru rażenia odłamkami pocisku. Po około 5 sekundach machinalnie zaczął zwiększać obroty silnika, nie patrząc na przyrządy pokładowe. Pilota zaniepokoiło jednak brak typowego odczucia zwiększania obrotów silnika. Teraz już obserwując przyrządy cofnął dźwignię na minimalne obroty i ponownie zaczął je płynnie zwiększać. Przyrządy nie reagowały. W ułamku sekundy prawidłowo ocenił, że nastąpił pompaż silnika. Silnik pracował, lecz nie dawał żadnego ciągu. Prawidłowe określenie sytuacji miało decydujące znaczenie w dalszym postępowaniu. Nie mógł się pogodzić z myślą o katapultowaniu. Żal mu było samolotu, tym bardziej, że winny był odpalony pocisk.
Su-20 leciał z prędkością 600 km/h na wysokości 500 m. Pilot podjął decyzję o uruchomieniu silnika w powietrzu. Zameldował kierownikowi lotów podpułkownikowi pilotowi Stanisławowi Walczakowi o pompażu silnika. Otrzymał od niego polecenie opuszczenia maszyny. W odpowiedzi poinformował o decyzji uruchomienia silnika w powietrzu. Otrzymał zgodę z jednoczesną stała gotowością katapultowania się.
Jeszcze w czasie rozmowy z kierownikiem pilot przesunął skrzydła do przodu. W czasie ataku na cele naziemne są one w pozycji tylnej, aby maszyna przebywała jak najkrócej nad celem. Pilot przesunął dźwignię obrotów silnika w położenie stop i wyłączył silnik. Z wysokości 500 m przeszedł do łagodnego szybowania. Su-20 przy takiej prędkości traci w ciągu sekundy 14 metrów, czyli pilot może sobie pozwolić tylko na 15 sekundowe przewietrzanie kanału powietrznego. Pilot sterował bardzo ostrożnie. Sekundy upływały wolno. Na dodatek prędkość spadła do 420 km/h. Należało nie doprowadzać do jeszcze większej straty prędkości, gdyż istniało widmo korkociągu. Kolejny problem to autorotacja silnika. Obroty wyłączonej, co prawda turbiny nie mogły jednak spaść po niżej 15 %.
Zbliżała się 15 sekunda. Obroty 16 %, wysokość z radiowysokościomierza 220 m. Pilot zaczął uruchamiać silnik. Przesunął dźwignię. Nastąpiła chwila napięcia w oczekiwaniu na zapalenie zielonej lampki. Światełko zapaliło się i dało szansę na dalszy lot. Obroty turbiny rosły wolno, ale systematycznie. Wkrótce osiągnęły 40 %. Silnik pracował prawidłowo. Na wysokości 150 m samolot przeszedł do lotu poziomego i rozpoczął wznoszenie do 2 000 m. Lotnik zameldował kierownikowi lotów o prawidłowej pracy silnika i odleciał na macierzyste lotnisko. Przed lądowaniem złożył meldunek o sytuacji nad poligonem i poprosił o lądowanie w pierwszej kolejności. Manewr przed lądowaniem wykonał na trochę większej wysokości. Lądowanie przebiegło pomyślnie.